niedziela, 14 października 2012

Sobota w worku

Bieszczadzki worek - tym mianem określa się  Dolinę Górnego Sanu. Dziś trudno uwierzyć, że przed wojną było tu 10 wsi, po których do naszych czasów dotrwało niewiele śladów. Miałam okazję zobaczyć to miejsce dzięki wycieczce zorganizowanej przez sanocki i krośnieński oddział PTTK.
Pierwszy przystanek - zagroda żubrów w Mucznem


Jak widać żubry były zajęte swoimi sprawami i zupełnie się nami nie zainteresowały.
Kolejny przystanek to Bukowiec, gdzie zostawiliśmy busik i wyruszyliśmy na szlak.


Tuż przy drodze znajduje się osobliwa pamiątka - jest to zardzewiała kadź służąca do produkcji potażu. W Bukowcu istniała potasznia, w której z popiołu drzewnego produkowano potaż, wykorzystywany m.in. do produkcji mydła.


W drodze do Beniowej mijamy nieliczne pamiątki po dawnych mieszkańcach.



Przez całą drogę towarzyszy nam łoskot pociągów po ukraińskiej stronie. Linia kolejowa łącząca Wiedeń z Lwowem została zbudowana w latach 1904-1904, w celach strategicznych. Podobno jest to jedyna rentowna linia w Europie.



A to już miejsce po Beniowej

w tle Wołowy Garb i Halicz

Ta rozłożysta lipa rosła niegdyś w centrum wsi


Wejście na cmentarz i cerkwisko



Krzyże z cerkwi

Widać tu ślady działalności Stowarzyszenia Magurycz Remontowali zabytkową chrzcielnicę (oczywiście po zrobieniu zdjęć przykryliśmy ją z powrotem ) i nagrobki.



Cały czas idziemy wzdłuż granicy, od Ukrainy dzieli nas tylko San, który w tych okolicach jest mizernym potoczkiem.



Po II wojnie światowej granice między Polską a ZSRR wyznaczono na Sanie. Granica podzieliła wieś Sianki, mieszkańców polskiej części wysiedlono a dwór Stroińskich zniszczono w 1946r. Miejsce po dworze, nie jest oznakowane i pewnie większość turystów je omija. Nas prowadził przewodnik, który nam pokazał resztki fundamentów dworu znajdujących się kilkadziesiąt metrów od granicy. Po drugiej stronie granicy znajdowała się kaplica, w której pochowano dwie córki Stroińskich. Przewodnik nam opowiadał, że dotrwała ona do lat 70-tych, kiedy to ją wysadzono a zabalsamowane ciała zbezczeszczono.
Podmurówka dworu




Piwnica dworska



Na stronie www.intour.pl znalazłam taką wzmiankę o przedwojennych Siankach:

"Wieś zamieszkana była przez Polaków, Rusinów, Żydów i Niemców.
Kiedy na początku XX wieku wybudowano linię kolejową ze Lwowa do Użgorodu i we wsi powstała stacja kolejowa - nastąpił szybki rozwój miejscowości. Sianki stały się największym ośrodkiem wypoczynkowym w tym rejonie. W latach 30-tych XX wieku w Siankach było 10 domów letniskowych, 6 pensjonatów, 3 schroniska, w tym luksusowe schronisko Przemyskiego Towarzystwa Narciarskiego oraz kwatery prywatne. Łącznie Sianki dysponowały bazą noclegową na około 2 tysiące miejsc. Było tu również kilka restauracji, bufet kolejowy, 7 sklepów spożywczych, piekarnia, biblioteka, korty tenisowe, boiska do siatkówki i koszykówki. Była tu również orkiestra sezonowa i organizowano dancingi. Zimą Sianki oferowały wspaniałe tereny narciarskie, skocznię narciarską oraz tor saneczkowy. Sianki  posiadały kościół i dwie drewniane cerkwie. We wsi był tartak oraz młyny. "

Chciałoby się zapytać: i komu to przeszkadzało? Oprócz ruin dworu po naszej stronie został cmentarz, na którym znajdują się groby Franciszka i Klary Stroińskich oraz miejsce po cerkwi.



 A tak wyglądają Sianki po stronie ukraińskiej, widziane z punktu widokowego



I wreszcie cel naszej wycieczki - źródło Sanu.



 Prawdopodobnie jest to umowne źródło Sanu. To rzeczywiste znajduje się po stronie ukraińskiej, na wschodnich stokach Piniaszkowego i to właśnie jego dotyczy obelisk postawiony na granicy (http://www.twojebieszczady.pl/dolsanu.php) Osobom bardziej zainteresowanym tematem polecam artykuł z magazynu Bieszczady nr 1 (6) 2010 o wyprawie do rzeczywistych źródeł Sanu. Nawiasem mówiąc, wielka szkoda, że ów magazyn przestał się ukazywać.



Wycieczka była bardzo udana, choć dość wyczerpująca. Pokonaliśmy pieszo ok. 22 km więc aby zdążyć przed zmrokiem musieliśmy narzucić spore tempo. Na szczęście grupa była zdyscyplinowana :)
Pozdrawiam czytelników :)

6 komentarzy:

  1. Jaką piękną sobotę miałaś, Maniu; byłam tam prawie 10 lat temu, i szliśmy nie tak wyczerpująco, jak Ty, udało nam się dojechać do potoku Niedźwiedziego, niby w ramach jakiegoś szkolenia, ale wtedy był jeszcze stary dyrektor parku; a jak pogoda? nie padało? pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem Marysiu, wycieczka bardzo udana, nawet nie padało i było w miarę ciepło. To piękny kawałek Bieszczadów ale i też okrutnie naznaczony przez historię, tyle tu krzywdy ludzi wysiedlonych z ojcowizny, tyle niewinnie przelanej krwi (po drodze przewodnik opowiadał nam tragiczną historię leśniczówki Brenzberg. Dobrze, że są ludzie, którzy dbają o te miejsca.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczytałam o tej leśniczówce, wstrząsające.

      Usuń
    2. Sama wiesz, że w naszych okolicach wiele jest takich miejsc. Nam pozostaje pamięć o tych ludziach, dlatego w listopadzie palę świeczki na opuszczonych cmentarzach i kapliczkach pozostałych po dawnych wsiach.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. To się wybierz koniecznie, daleko nie masz :)
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń