Ostatnio nic mi nie wychodzi z moich planów. Chciałam wydziergać na drutach pled z resztek włóczki, które mi zalegają w szafie, uszyć torebkę ze sztruksu, z którego wieki temu miały powstać spodnie i - nic. Jeszcze przed świętami wydziergałam 2 kwadraty na pled, torebki nawet nie ruszyłam. Zamiast tego filcuję. Naszyjnik w tonacji czerwono-szarej dla pani H.( w 2 wersjach), broszkę - konia dla Oliwii i "tabletkowy" naszyjniki dla kolezanki Marioli.
Powstał też naszyjnik dla mnie. Bo okazuje się, że "szewc bez butów chodzi" i jakimś dziwnym trafem mam tylko jeden naszyjnik.
Ta kulka, która wygląda jak zgnieciona folia aluminiowa, to koralik z drutu a to we wzorki to koral z drewna, pomalowany przeze mnie (troszkę nieudolnie ale bardzo trudno malować na kuli). To pierwszy z serii naszyjników filcowo - drewnianych, na swoją kolej czekają korale ozdabiane techniką decoupage.
Patrzę na to "tabletkowe" cudo i mam ochotę zostać lekomanką normalnie ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mojej "apteki" ;)
OdpowiedzUsuńHehe, Twoje tabletki + mój syrop, zrobimy rewolucję w farmacji ;))
OdpowiedzUsuń