Jak tylko zobaczyłam naszyjniki wykonane metodą szydełkowo - koralikową, z miejsca zapragnęłam stać się posiadaczką takowego, najlepiej własnoręcznie wydzierganego. Opanowawszy metodę, gdzieś w okolicach stycznia zabrałam się na żmudne nawlekanie koralików, co okazało się wielką lekcją cierpliwości! Potem było już z górki :) A ponieważ w między czasie powstawały inne rzeczy ( w tym kolekcja jaśkowych angry birdsów), dopiero teraz udało mi się skończyć mój pierwszy lariat. Użyłam 5 rodzajów koralików toho round 11/o, trudno mi powiedzieć ile dokładnie gramów. Wyszedł mi naszyjnik na 120 cm bez zawieszek. Dumna jestem strasznie :)
A tak się prezentuje na człowieku (czyli mojej siostrze ;) )
Bardzo trudno jest sfotografować szklane, mieniące się koraliki, stąd te różnice w kolorach na poszczególnych zdjęciach, w zależności od światła.
Pozdrawiam serdecznie :)
Śliczny naszyjnik zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńWspaniały!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Nie do wiary! każdy koralik przewlekałaś przez nitkę? benedyktyńska cierpliwość; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAniu, Kasiu, Maryniu - dziękuję :) Tak, nawlekłam najpierw koraliki na pół małego kłębka kordonka ale okazało się, że z tego wydziergałam tylko około 70cm, więc trzeba było nawlec jeszcze drugie tyle.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was serdecznie :)
Imponujący! Podziwiam Twoją cierpliwość do nawlekania :)
OdpowiedzUsuńDzięki, też się sobie dziwię, że jakoś to przetrwałam :)
UsuńSerdecznoći
Świetny! A jakie profesjonalne węzły można na nim wiązać... ;)
UsuńGłodnemu chleb na myśli - sezon żeglarski tuż, tuż :)
Usuń