niedziela, 15 marca 2015

Marzenia czasami się dziergają

Jak tylko zobaczyłam naszyjniki wykonane metodą szydełkowo - koralikową, z miejsca zapragnęłam stać się posiadaczką takowego, najlepiej własnoręcznie wydzierganego. Opanowawszy metodę, gdzieś w okolicach stycznia zabrałam się na żmudne nawlekanie koralików, co okazało się wielką lekcją cierpliwości! Potem było już z górki :) A ponieważ w między czasie powstawały inne rzeczy ( w tym kolekcja jaśkowych angry birdsów), dopiero teraz udało mi się skończyć mój pierwszy lariat. Użyłam 5 rodzajów koralików toho round 11/o, trudno mi powiedzieć ile dokładnie gramów. Wyszedł mi naszyjnik na 120 cm bez zawieszek. Dumna jestem strasznie :)




A tak się prezentuje na człowieku (czyli mojej siostrze ;) )


Bardzo trudno jest sfotografować szklane, mieniące się koraliki, stąd te różnice w kolorach na poszczególnych zdjęciach, w zależności od światła.

Pozdrawiam serdecznie :)

8 komentarzy:

  1. Śliczny naszyjnik zrobiłaś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie do wiary! każdy koralik przewlekałaś przez nitkę? benedyktyńska cierpliwość; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu, Kasiu, Maryniu - dziękuję :) Tak, nawlekłam najpierw koraliki na pół małego kłębka kordonka ale okazało się, że z tego wydziergałam tylko około 70cm, więc trzeba było nawlec jeszcze drugie tyle.
    Pozdrawiam Was serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Imponujący! Podziwiam Twoją cierpliwość do nawlekania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, też się sobie dziwię, że jakoś to przetrwałam :)
      Serdecznoći

      Usuń
    2. Świetny! A jakie profesjonalne węzły można na nim wiązać... ;)

      Usuń
    3. Głodnemu chleb na myśli - sezon żeglarski tuż, tuż :)

      Usuń