czwartek, 23 czerwca 2011

Cergowa


Od Dukli przez Cergową prowadzi nas szlak,
na szlaku przy pustelni może przywita nas Jan.
Więc chodź w Beskidy,
gdzie przywita nas cis,
chodź w Beskidy,
gdy czerwienieje liść (...)



To fragment piosenki (niestety, nie znam autora), którą śpiewałam będąc harcerką, czyli dawno temu.
Cergowa - góra niezwykła. Najwyższa we wschodniej części Beskidu Niskiego, rozpoznawalna przez swój charakterystyczny kształt (niektórym przypomina leżącego konia, dobrze to widać z Przymiarek), znana ze swych jaskiń i legend. Na Cergowej byłam kilka razy, ostatnio nawet nocą, na mszy św. odprawionej na szczycie w rocznicę śmierci Jana Pawła II. Tym razem przedstawiam zdjecia z wycieczki sprzed dwóch lat.
Przyjechałyśmy z Nuną (wiem, wiem, Nuna gdy to czyta zgrzyta zębami, bo nie lubi być nazywana Nuną :)) do Dukli bladym świtem, Cergowa jeszcze chowała się za mgłą.



Poszłyśmy więc do bernardynów


Chciałyśmy też odwiedzić Marię Amalię Mniszchową, a raczej jej niezwykły nagrobek, który tak pięknie opisał Stasiuk w "Dukli", ale kościół parafialny był jeszcze zamknięty. Wklejam więc  odsyłacz do wikipedii Następnie udałyśmy się przez rynek, gdzie akurat remontowano ratusz


koło ruin synagogi


w stronę Cergowej. Po drodze podziwiałyśmy beskidzką faunę w postaci padalca



Aż wreszcie doszłyśmy do cudownego źródełka zwanego Złota Studzienka


nad którym znajduje się kaplica św. Jana z Dukli.




Za kapliczką szlak prowadzi ostrym podejściem na szczyt. Na szlaku nie spotkałyśmy żadnego turysty tylko kolejnego padalca. Chyba nas lubią zwierzęta :)



I oto jestesmy na szczycie. Oczywiście musiałam zaglądnąć do środka i wpisać się do zeszytu.





Schodziłyśmy prawie biegiem, bo zaczęło grzmieć. Na szczęście burza przeszła gdzieś bokiem i mogłam uwiecznić Cergową w pełnej krasie z pięknym okazem cykorii podróżnik na pierwszym planie.




Wracałyśmy przez Lubatową, podziwiając bociana w gnieździe na remizie




Jeszcze jeden rzut okiem na Cergową i schodzimy do Iwonicza. Jak to miło czasem ruszyć się z domu :)
Pozdrawiam :)

5 komentarzy:

  1. Maniusiu, jaka fajna wycieczka, byłam u Jana przejazdem, kiedy jechaliśmy na Słowację, przez Barwinek. Trwały tam wtedy roboty remontowe, bo osuwała się cała skarpa, widoki na Cergową przepiękne, we mgle też. Takie padalce też u nas są, muszę uważać, jak koszę trawę. I z wielkim zainteresowaniem przeczytałam o Mniszchowej i zobaczyłam jej nagrobek, kiedyś tam wstąpimy, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie byłaś u Jana "na puszczy", na górze Zaśpit, tam też jest źródełko.
    Amalię odwiedź koniecznie, robi niesamowite wrażenie, cała kaplica jest wyłoźona lustrami a na środku Amalia cała w falbankach.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano właśnie, bo jakoś nie poznawałam tych kapliczek i krzyży, my byliśmy w pustelni i był tam kościółek, trochę dawno to było. A teraz piekę placek Bounty, zachciało mi się słodkiego kokosu, dużo, a i roboty trochę, jak nie lubię: placek osobno, masa kokosowa osobno /dobrze, że nie trzeba ucierać, tylko zagotować/ i na to polewa, będzie pycha. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mmmm, brzmi smakowicie, poproszę przepis :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Maniusiu, wklepałam w wyszukiwarkę "bounty" i skorzystałam z przepisu, polewę mam swoją, ulubioną. Myślałam, że masę kokosową zjem sama, zanim wystygnie, wreszcie powstrzymałam się, a wcinam sobie teraz kawałek do porannej kawy, co za smak! Pozdrowionka ślę, pa.
    Bo dziś na szczęście sobota i nigdzie nie trzeba się spieszyć.

    OdpowiedzUsuń